06.03.2018

„Zapał ogarnął ich serca” (J. Kentenich)

S. M. Jacky-Ann Burmeister, Niemcy

W 2012 roku – akurat pół roku wcześniej przyjechałam z Afryki Południowej do Szensztatu – przy Prasanktuarium podeszło do mnie kilka dziewcząt i zapytały, czy mogłabym utworzyć z nimi szensztacką grupę dziewcząt. Byłam całkowicie zaskoczona, ale także chętnie się na to zgodziłam.

Od tamtego czasu spotykam się z sześcioma dziewczętami – wtedy w wieku 10 i 11 lat – co dwa tygodnie, na dwie godziny. W rozmowie wymieniamy się doświadczeniami, podejmujemy tematy szensztackie i aktywnie angażujemy się dla dobra innych.

Poczucie zadomowienia

Szczególną atrakcją jest co roku wspólny weekend w domu „Sonnenau“. Planowanie i organizacja naszego pierwszego spotkania miało bardzo oryginalny charakter. Wspólnie zaplanowałyśmy jadłospis na cały weekend. Następnie całą grupą przeszłyśmy sklepy w Vallendarze, aby porównać ceny i obliczyć realne wydatki na wyżywienie. Od tamtej pory mamy co roku to samo menu. I to jest dla nas ważne.

W czasie ostatniego spotkania jedna z dziewcząt powiedziała mi bowiem: „W czasie naszego wspólnego weekendu wszystko jest ze sobą powiązane: wspólnota, to, co robimy i nas szczególny jadłospis. To jest jak swego rodzaju rytuał, który daje poczucie zadomowienia”.

I jeszcze jeden rytuał jest szczególnie ważny: Co roku 29 września świętujemy „urodziny“ naszej grupy w ramach Szensztackiej Młodzieży Żeńskiej. Przed pokojem naszych spotkań wisi wtedy girlanda z napisem „Happy Birthday“. Na nasze spotkanie przynoszony jest też wtedy samodzielnie upieczony tort, z odpowiednią liczbą świeczek.

Mój punkt widzenia spraw

W międzyczasie dziewczęta piszą do mnie czasem maile, na temat ich „punktu widzenia spraw”. Jedna z nich (16-letnia) pisze: „Maryja jest dla mnie Matką Jezusa, to znaczy także moją Matką. Ona jest w pewnym sensie Królową. Jej postawa była wspaniała. Ona jest Osobą, z którą mogę się kontaktować. Myślę, że Maryja zawsze czuwa nade mną i zawsze mam miejsce w Jej sercu. Jestem dumna z tego, że mogę mieszkać tutaj (w Vallendarze) i mieć Prasanktuarium prawie naprzeciw drzwi mojego domu.

Z pewnego maila na temat ojca Kentenicha: „Ojciec Kentenich sformułował rzeczywiście mądre i piękne sentencje i musiał być bardzo przekonany, aby powołać do życia Szensztat. Podziwiam go z wielu względów. Ale bardziej rozumiem Józefa Englinga”.

Dla mnie jest to wielki dar i przeżycie, że mogę towarzyszyć procesowi rozwoju tych dziewcząt oraz procesowi ich rozwoju w Szensztacie. Jestem za to wdzięczna, ponieważ mogę przeżywać urzeczywistnianie się słów: „Zapał ogarnął ich serca” J.K.